12 marca 2011

„Dentyści dentystom leczą zęby”



     Pacjenci często zadają mi pytanie takiej treści:
- A kto pani doktor leczy zęby?
- Koledzy- odpowiadam- głównie koledzy dentyści.
O wyjątkowych sytuacjach już raczej nie wspominam swoim pacjentom, chociaż bywały nagłe przypadki, tu przyznaję się bez bicia, gdy sama sobie udzielałam pomocy. Zakładałam sobie opatrunki czy podawałam sobie znieczulenie, by dotrwać do wizyty właściwej. Mniej boli, gdy sami siebie szczypiemy, niż gdy nas ktoś szczypie. Takich scen nie powstydziłby się Rowan Atkinson i z lubością opisałby je Woody Allen. Mnie brakuje wtedy rąk, i nawet dłonie Lenki są mało przydatne, bo trzęsą się ze śmiechu wraz z całą osobą mojej asystentki. Jednak w 99,9% przypadków to dentyści dentystom leczą zęby. Stomatolog na fotelu jest bardzo szczególnym pacjentem.
     Jedni są odważni i charakteryzują się postawą Stefcia Burczymuchy, „ja niczego się nie boję, choćby niedźwiedź to dostoję”... Drudzy są najbardziej bojaźliwymi z bojaźliwych. Nie ma co ukrywać, to trudni pacjenci. Głównie dlatego, że próbują nie wychodzić z roli lekarza prowadzącego, starają się kierować rękami dentysty wykonującego zabieg.

Kiedyś, dużo starsza ode mnie koleżanka siadając na fotel zaordynowała:
- Bez wiercenia proszę, zakleić i już.
- Ależ pani doktor, ja tak nie mogę. Trzeba oczyścić ubytek.- protestowałam.
- Nic mi nie będzie. Nie lubię wiercenia- oświadczyła.
- A kto je lubi? Tak troszeczkę jednak muszę- przekonałam ją z trudem.

     Nie tylko ja próbowałam udzielać samej sobie pomocy. Któregoś dnia dotarła do mojego gabinetu pani doktor, która podjęła próbę usunięcia sobie zęba. Niesamowita kobieta, nie odważyłabym się wykonywać takiego zabiegu. Pani doktor zaryzykowała, ale niestety, nie dała rady.
- Nadwichnęłam sobie czwórkę, skurczybyk nie wyszedł- powiedziała siadając na fotel
Dodałam więc znieczulenia i skończyłam usuwanie. Podziwiałam desperację i odwagę pani doktor.

     Inny przypadek, który dostarczył mi traumatycznych przeżyć zdarzył się dawno temu. Było to w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia. Pewna pani doktor, będąca już na emeryturze, zszokowała mnie i chyba lekko przeraziła (bo sama należę do tych bojaźliwych). Miała ząb do leczenia kanałowego. Usunięcie miazgi zęba to nieprzyjemny zabieg.
-Proszę znieczulenie- zwróciłam się do Lenki, by przygotowała strzykawkę.
- Boże broń, nie chcę żadnego znieczulenia- oświadczyła pacjentka
- Ależ pani doktor, przecież pani wie, to jest przykre- podjęłam negocjacje- nie chcę być sadystą.
- To nie jest takie straszne. Moi pacjenci to wytrzymują, to i ja wytrzymam- usłyszałam w odpowiedzi.
Żadne prośby nie przyniosły rezultatu. Ze łzami w oczach prosiłam pacjentkę o to, bym mogła podać jej znieczulenie. Była nieprzejednana i twarda, jak skała. Musiałam wykonać zabieg bez środków znieczulających. Śmieszne, ale to ja się bardziej bałam i trzęsłam niż pani doktor będąca pacjentką. Jak żywe stanęły mi przed oczami sceny z mojego dzieciństwa! Bo dentysta, gdy byłam uczniem podstawówki, kojarzył mi się z najgorszym katem, właśnie przez takie zabiegi. Pomyślałam wtedy sobie, że w życiu nie usiadłabym do niej na fotel. Nie przeżyłabym tego, a ona ani drgnęła. Co za kobieta!

     Ten post uświadomił mi, że chyba nadszedł moment, bym znów wybrała się na kontrolę swojego uzębienia do kolegi. Trzymajcie kciuki! Gdy siądę mu na fotel moje myśli powędrują bardzo daleko. I cały czas będę sobie przypominała to wspaniałe uczucie, które zawsze towarzyszy mi, gdy już opuszczam gabinet- uczucie zwycięstwa nad samym sobą i strachem, który większości z nas nie jest obcy w takich sytuacjach.


Ps. Dzisiaj wszyscy żyją Japonią. To wstrząsające. Najgorsza jest bezsilność i niemożność, a wobec praw natury jesteśmy bezsilni. Nasze myśli biegną do Kraju Kwitnącej Wiśni. Gdybyż tak można było zatrzymać tsunami.

2 komentarze:

  1. Twoje opisy jak zawsze niezwykłe!!!
    a co do tsunami to myslę, że można trochę z nim pośnic, odjąć mu trochę energii, ja zamierzam tak zrobić....

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Signe. Już tak śnię z tym tsunami i dziurami w wodzie, bo one też niebezpieczne...

    OdpowiedzUsuń