02 marca 2011

„Pędziwiatr”


     Pamiętacie bajkę o nieuchwytnym strusiu? Zawsze było mi żal kojota, był taki zdesperowany, a sympatyczny „Pędziwiatr” bywał wkurzający. Hm... niektórzy pacjenci przypominają mi tego ptaszka. Wpadają do gabinetu, jak po ogień. 
     Jednego „Pędziwiatra” udało mi się nawet oswoić. Z reguły pani Halinka przychodziła do gabinetu w środku dnia. Jeżeli w poczekalni, lub na fotelu w gabinecie siedziała choć jedna osoba, nasz „Pędziwiatr” prosił panią Lenkę o przesunięcie terminu wizyty. I tak, z tygodnia na tydzień, pani Halinka stawała się nieuchwytnym celem. W końcu wpadłam na pomysł, by przychodziła jako pierwsza. I udało się. Wchodziła i od razu siadała na fotel. Swój pośpiech wyjaśniła słowami:
- Nie mogę czekać ani minuty, bo wtedy strach mnie paraliżuje tak mocno, że nie umiem powiedzieć, jak się nazywam. Muszę wejść i od razu siadać na właściwym miejscu, wtedy nie zdążę się bać. Zawsze znajdę tysiąc przyczyn, dla których nie mogę usiąść w poczekalni.
- No to wymyśliłyśmy, jak pokonać tego potwora- uśmiechnęłam się i szybko zabrałam się za zabieg, by nie znalazła kolejnego powodu na odkładanie nieuniknionego.
     Inny „Pędziwiatr” czekał niby cierpliwie przemierzając poczekalnię, w tę i z powrotem. Słyszałyśmy zawsze w gabinecie jego miarowy krok. I jemu zaproponowałyśmy wizyty tak, by wchodził jako pierwszy i nie musiał czekać chodząc ani minuty, bo w czasie pracy nie da się przewidzieć idealnie, ile dany zabieg będzie trwał. Staramy się być punktualne, ale czasem parę chwil trzeba poczekać na kanapie w poczekalni.
     Co zrobić z pacjentami, którzy wpadają do gabinetu, śpieszą się, bo za moment wyjeżdżają i wszystko chcą załatwić na jednej wizycie, a mają nie jednego, ale kilka zębów do leczenia? Gdyby jeszcze wcześniej, umawiając się, wspomnieli o tym, to można przewidzieć i zapisać więcej wizyt lub zrobić je dłuższe, ale tak? Tłumaczą się najchętniej, że to przecież takie niewielkie dziurki... To, że wiedzieli o wyjeździe miesiąc albo dwa wcześniej też nie ma znaczenia, bo nie pomyśleli, że na leczenie potrzebny jest czas.
Post krótki, bo o Strusiu Pędziwiatrze. Dziś jest tu, jutro tysiące kilometrów stąd. Jak to Pędziwiatr. Trudno go dogonić. 



2 komentarze:

  1. Postać Strusia Pędziwiatra zawsze mi była bardzo bliska;) Rozumiem nielota:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyobraź sobie, że ja też rozumiem tego ptaka:) O tym, jak bardzo chyba post popełnię :D*

    OdpowiedzUsuń