28 lutego 2011

„Motylek, czyli wejście smoka i prawo wyboru”


     Mamy skłonność do szufladkowania. Ale tak już jest, że w natłoku informacji staramy się wszystko porządkować. Tam cyfry, a tam litery, tu geografia, a tam chemia. Tu sztuka, a tam codzienność. Podobnie jest z klasyfikacją ludzi. Tych lubimy, a tych nie, a ci są nam obojętni. I mnie nie udało się obejść takich podziałów. Siłą rzeczy mam stałych i wiernych pacjentów oraz takich, którzy pojawiają się sporadycznie (tylko z bólem!). Bywają jednorazowi, przypadkowi i są też tak zwane „motylki”. Motylki? Jeszcze wiosny nie ma, ale te „motylki” są całoroczne. To tacy pacjenci, którzy fruwają z kwiatka na kwiatek, tzn. od jednego dentysty do drugiego ( z innymi specjalnościami lekarskimi rzecz ma się podobnie). Przelecą tak kilka gabinetów, a potem wracają i znów wędrują.
     Przed laty takim motylkiem była pani Agata. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby chociaż jednego zęba leczyła u jednego dentysty, ale nie... Ten jeden ząb pani Agaty leczyło czterech stomatologów naraz! Na jednej wizycie zakładałam lekarstwo, a na kolejnej inne wyciągałam z zęba reagującego już bardzo chimerycznie. W końcu nie wytrzymałam.
- Pani Agato, tak nie można. Nie uda się nikomu z nas wyleczyć tego zęba, jak tak dalej pójdzie. Powinien jeden lekarz wziąć za niego odpowiedzialność! Musi pani wybrać. Nie mówię, że mnie, ale niech prowadzi leczenie jeden lekarz.
- A skąd pani doktor wie, że byłam u kogoś innego? - naiwnie zapytała pacjentka.
- Bo widzę – odpowiedziałam z rezygnacją- i inni, do których pani trafia też widzą.
- No dobrze, będę chodziła teraz tylko do pani- zadeklarowała pani Agata. I rzeczywiście. Dwa następne zabiegi wyglądały w porządku, czyli wyciągałam to, co zakładałam. Niestety, chociaż była poprawa, zmiana goiła się opornie, a tu pacjentka miała wyjechać na trzy tygodnie. Postanowiłam założyć nowy lek i wykonać kontrolne zdjęcie rtg na dzień przed wyjazdem pani Agaty. W porównaniu z pierwszym zdjęciem rtg zmiana wyraźnie się zmniejszyła, ale na wygojenie potrzebowałyśmy jeszcze trochę czasu. Jakie to szczęście, że „COŚ” (czyli moja intuicja) podpowiedziało mi, bym strzeliła tę fotkę! Dlaczego? Trzy tygodnie minęły szybko i...
- Pani doktor, ząb mnie teraz boli! Niech pani zobaczy, co mi pani zrobiła. Co teraz pani proponuje?- pani Agata zawitała do gabinetu po powrocie z podróży i zwróciła się do mnie z pretensją w głosie, rzucając na biurko kolejne zdjęcie rtg naszego zęba.
     Obejrzałam je spokojnie. Wyjęłam z kartoteki poprzednie dwa zdjęcia i wszystkie trzy umieściłam na negatoskopie (urządzeniu do oglądania zdjęć rtg). Na dwóch moich zdjęciach kanał zęba był „pusty”, na zdjęciu pani Agaty kanał został wypełniony i przepełniony, niestety.
- Pani Agato! Gdzie pani wypełniała tego zęba? Bo nie u mnie! Ząb, gdy pani wyjeżdżała, nie nadawał się jeszcze do skończenia, ale była nadzieja. Teraz nadaje się tylko do usunięcia.
- Jak byłam w sanatorium, to chciałam sobie skończyć to leczenie, bo tak długo już trwało, a przecież było już dobrze, sama pani mówiła, że jest poprawa. Tam mi wypełniono. Wiem, źle zrobiłam, ale może coś jeszcze uda się z tym zrobić?- zaczęła niby skruszona.
- Nie sądzę. Musi pani poszukać sobie dentysty. Rezygnuję ze współpracy z panią. Pani ma prawo wyboru lekarza, ale i ja, w tym przypadku, mam prawo wyboru pacjenta.
- To może pani zrobi mi tego drugiego zęba?- próbowała zagaić i załagodzić swoje „wejście smoka”.
- Niczego u pani nie będę już nigdy zaczynać, proszę poszukać innego dentysty, jest ich wielu w okolicy.- ostro zakończyłam rozmowę.
Nosił "motylek" razy kilka, ...aż wreszcie ponieśli „motylka”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz