11 lutego 2011

„Perły i korale”


Pracowałyśmy „pełną parą”, telefony też były rozgrzane do czerwoności. To był wyjątkowy dzień, ruch, jak na Marszałkowskiej.
-Słucham, gabinet stomatologiczny- Lenka powtarzała to zdanie, jak mantrę- Wolniej proszę, bo nie zrozumiałam, co się stało?
-Córka włożyła coś do zęba i nie możemy tego wyjąć. Krzyczy, że boli. Czy możemy przyjechać?- wreszcie asystentka usłyszała i zrozumiała.
-Ile dziecko ma lat?
-Pięć.
-Tak, proszę przyjechać zaraz, przyjmiemy poza kolejnością- uspokoiła matkę Lenka.
Nie minęło dwadzieścia minut i weszły do gabinetu. Mała Natalka z mamą. Dziecko było niespokojne. Miałam wrażenie, że z trudem oddycha przez nos. Natalka siadła na fotelu. Porozmawiałyśmy chwilkę i zobaczyłam ząbka. Mleczna piątka z dużą dziurą, a w niej „coś” twardego i błyszczącego. Perełka? Tak. Prawdziwa perła. Okazało się, że to z oczka maminego pierścionka.
-Bawiłaś się w perłopława? Udawałaś muszelkę, ze skarbem w środku?- zapytałam, gdy było już po zabiegu i „klejnot” został odzyskany, a dziurka w zębie zaleczona.
-Ja się przyozdabiałam- odpowiedziała dziewczynka ale jej głos brzmiał dziwnie. Jakby miała katar. Przyjrzałam się małej. Z noska wystawała jakaś nitka.
-Pozwolisz mi zobaczyć?- zapytałam dziecko
-Mhmm...-twierdząco pokiwała głową Natalka
-Co to jest?- wyglądało przerażająco, jak pasmo wybarwionych kolonii bakterii. Pociągnęłam delikatnie, a z noska dziecka zaczął wysuwać się sznureczek z drobniutkimi, czerwonymi kuleczkami.
- Rany! Moje koraliki!- wykrzyknęła mama dziewczynki- a ja ich szukałam!
-Od dawna?- zapytałam
-Jakieś dwa dni temu- odpowiedziała przerażona kobieta.
-Chyba wszystko wyjęłam, ale zalecam kontrolę u laryngologa. Trzeba sprawdzić, czy nic nie zostało. Ja nie mam narzędzi, żeby głębiej zajrzeć.
Gdzie jeszcze się przyozdabiałaś Natalko?- zwróciłam się do dziecka, bo licho wie, gdzie jeszcze i co włożyła- I czy słyszysz mnie dobrze?
-Dobrze słyszę, w uchu miałam kolczyk, ale nie chciał się trzymać- rezolutnie zakomunikowała dziewczynka.
-Natalko! Ozdób się nigdzie nie wkłada, nosi się je na wierzchu- próbowałam wyjaśnić małej, by nie robiła takich rzeczy nigdy więcej.
-A ja widziałam, że jedna pani w rekramie miała ozdoby i w nosie i w pępku...
Matka dziewczynki zaniemówiła i ja chyba zbladłam nieco. „Rekrama” potęgą jest i basta!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz