Nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak bardzo zależy od nas samych, ile czujemy i jak odczuwamy zabiegi, zarówno leczenie zęba, jak i jego usunięcie. Nasze psychiczne nastawienie jest tu najistotniejszym punktem. Jeżeli ktoś zakłada, że będzie odczuwał ból, to z pewnością tak się stanie. Poziom stresu, lęku przed wizytą i w jej trakcie ma olbrzymie znaczenie. Zrozumiałam to zaraz na początku mojej zawodowej kariery. Pracowałam już rok.
Starszy, doświadczony kolega poprosił mnie, bym na chwilę zastąpiła go. On w tym czasie był w innym gabinecie, ale w tej samej przychodni. Zgodziłam się z ochotą, bo ćwiczenie czyni mistrza. Im więcej pracy, im więcej różnych przypadków i sytuacji, tym lepiej.
Na dodatek towarzyszyły mi dwie asystentki. Ta kolegi i moja. Przyjęcia szły bardzo sprawnie, aż...
-Następny proszę- zawołała pani Ania. Weszła młoda kobieta. Obrzuciła wzrokiem gabinet.
-A pana doktora nie ma?- zapytała z niepokojem
-Jest pani doktor- odpowiedziała Lenka
-W czym mogę pomóc?- stanęłam przy fotelu.
-Mam zęba do usunięcia, pan doktor tak powiedział na ostatniej wizycie, dzisiaj miał go usuwać.-zrelacjonowała pacjentka
-Nie ma sprawy, usuniemy.- z uśmiechem odpowiedziałam, ale kobieta patrzyła nieufnie. Przeprowadziłam wywiad, obejrzałam zęba i podałam znieczulenie. Próbowałam nieudolnie nawiązać bliższy kontakt z pacjentką, by zmniejszyć jej strach. Odczekałyśmy odpowiednią ilość czasu i sprawdzać zaczęłam, czy jest porządnie znieczulone miejsce zabiegu. Pacjentka nadal czuła, twierdziła, że nic nie mrowieje, nic nie drętwieje. Dodałam jeszcze środka znieczulającego inną metodą. Nadal bez efektu. Sadystą nie jestem (chociaż wszyscy tak kojarzą mój zawód), nie będę rwała zęba, gdy pacjent wszystko czuje. Nie mogłam zrozumieć, jak to się dzieje, podałam przecież zgodnie ze sztuką i tyle środka ile powinnam. Mój brak doświadczenia sprawił, że nie wiedząc co robić w takiej sytuacji złapałam za telefon i poprosiłam starszego kolegę, by wrócił do gabinetu na moment. Wrócił błyskawicznie.
-Co się dzieje?- zapytał pacjentki
-Wszystko czuję- odparła
-Ile podałaś?- rzucił do mnie, a ja pokazałam ampułki po środku znieczulającym, który właśnie podałam. Wtedy pan doktor zwrócił się do swojej asystentki
- Pani Aniu, poproszę to co zwykle, w takich przypadkach.
Spojrzałam na panią Anię i zrobiłam wielkie oczy. Pan doktor zrobił jeszcze jeden zastrzyk. Po chwili wykonał zabieg.
-Tak się bałam, ale nic nie czułam. Pan doktor to potrafi znieczulić.- z ulgą skomentowała pacjentka.
-Już dobrze, dobrze- odparł kolega i poleciał dalej, a ja stałam oniemiała. Bo tak na dobrą sprawę, środkiem znieczulającym dla tej pacjentki stał się sam pan doktor. Lekiem, który dostrzykiwał była woda do iniekcji, czyli placebo.
Przekonałam się, że siła sugestii jest ogromna. Nauczyłam się wtedy, że najważniejsze w relacjach pacjent- lekarz jest wzajemne zaufanie i zrozumienie.
I nad takim układem muszą pracować obie strony. To tak, jak w małżeństwie, bo „w tym cały jest ambaras, aby dwoje chciało naraz.”
Teraz, po latach, wypracowałam sobie własny styl porozumiewania się z pacjentami. Skutecznie zwalczamy strach i lęki. Mamy też o wiele więcej możliwości niż ćwierć wieku temu. Ot, choćby zestawy do iniekcji bezigłowych, czy karpule (na zdjęciu) i bardzo delikatne i cieniutkie igły, dzięki którym ukłucie mniej boli niż ukąszenie komara. Strach ma zawsze wielkie oczy. Nie warto się bać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz