12 lutego 2011

„Wbrew woli. Czy można pokonać strach?"



    W poczekalni hałas, jakiś płacz, krzyki. Wybiegamy z Lenką z gabinetu.
- Co się dzieje? Dlaczego pan tak ciągnie to dziecko!- wołam widząc mężczyznę szarpiącego się z ośmioletnim chłopcem.
- Narzeka, że boli go ząb, a nie chce iść do dentysty, ale ja mu pokażę kto tu rządzi- wykrzykuje tatuś i dalej na siłę wciąga chłopca w głąb poczekalni.
- Ale to nie jest metoda- stanęłam między chłopcem a ojcem dziecka, a mały szybko ukrył się za mnie- muszę z panem chwilę porozmawiać! Jak masz na imię?- zwróciłam się do małego.
- Sebastian- szlochając odpowiedział chłopiec
- Usiądź tu na chwilkę, tata zaraz wróci- powiedziałam wskazując miejsce dziecku.
    Mały uspokoił się trochę, a ja, za drzwiami gabinetu, przeprowadziłam krótką rozmowę z ojcem Sebastiana. Przekonałam tatę chłopca do współpracy. Potem zaprosiłam do gabinetu dziecko. Weszło niechętnie.
- Sebastianie, nikt tu niczego nie będzie tobie robił na siłę, wbrew twojej woli. Chcę tylko z Tobą porozmawiać- zaczęłam nawiązywać kontakt z dzieckiem.
- Ale ja się boję- powtarzał, jak mantrę malec.
- Wiem. I dlatego najpierw porozmawiamy.
    Dowiedziałam się czego Sebastian boi się najbardziej, potem zapoznałam go z topografią gabinetu, na końcu tego spotkania „pofruwaliśmy” na fotelu i co najważniejsze chłopiec pokazał mi ten bolący ząb. Na szczęście to nic poważnego, więc mogliśmy pracę nad zębem odłożyć do następnej wizyty. Istotne jest to, że rodzic Sebastiana nie przeszkadzał nam w nawiązaniu bliskich relacji i wykazał się godną podziwu cierpliwością. Następna wizyta przebiegała już idealnie, od samego wejścia Sebastiana do poczekalni, aż do jego wyjścia z gabinetu. Mnie spotkała nagroda, słowa, którymi obdarował mnie chłopiec, gdy skończyliśmy zabieg:
- Ale jazda! To wcale nie było straszne. Było „zajefajnie”. Nawet mi się spodobało...- Sebastian mówił to ze zdziwieniem.
    Dla mnie najistotniejszy był fakt, że opanowaliśmy z dzieckiem jego strach, bo z dziećmi trzeba dużo rozmawiać, a przede wszystkim wiele tłumaczyć. To powinno należeć do zadań rodziców (przydałyby się szkoły dla rodziców i dziadków!), ale czasem musi to za nich zrobić dentysta. W każdym razie NIC NA SIŁĘ! Takich podobnych zdarzeń w mojej praktyce mam wiele. Wbrew woli nikt nigdy nikogo nie wyleczył. Z żadnej choroby. Przy każdej terapii musi istnieć współpraca i wzajemne zrozumienie między pacjentem a lekarzem. Powinni stanowić jedną drużynę, po tej samej stronie boiska, bo to choroba jest przeciwnikiem, którego muszą wspólnie pokonać. 


ilustracja: z reklamy oferty pracy :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz