24 stycznia 2011

"A imię jego..."



   Każdy z nas ma imię. Nie ma lepszych czy gorszych. Jedne nam się podobają bardziej, inne mniej. Różnorodność imion jest tak wielka. Od czasów serialu brazylijskiego "Niewolnica Isaura" zagościły w naszej kulturze imiona obce. To już prawie 30 lat. Przestałyśmy się dziwić, gdy zamiast Gosi, Kasi czy Marysi, Jasia, Tomka i Piotrusia przychodzi do gabinetu Rikardo, Deysi, Kewin czy Sebrjan (to ponoć wymyślone imię, które urzędnik zarejestrował, bo mama chciała Sebastiana, a tatko Jana).
Otwieram więc mój kalendarz z zapisanymi na wizytę pacjentami, rzucam okiem na zestaw osób, które przyjdą dzisiaj do gabinetu i moją uwagę przykuwa imię jednej z pacjentek- Italina. Niespotykane. Wyobraźnia zaczyna pracować. Pewnie zjawi się tu jakaś piękna, gorąca Włoszka...
Lenka prosi kolejne osoby. Wreszcie przyszła pora na panią Italinę. Nie mogłam się powstrzymać.
-Ma pani jakieś włoskie korzenie?- pytam zaciekawiona nie widząc Włoszki przed sobą. Kobieta wygląda na typową słowiańską duszę.
-Nie.- krótko i zwięźle odpowiada pani
-To kto wymyślił pani to imię?-prowadzę dalej dochodzenie i widzę, że pacjentka patrzy na mnie zdziwiona, szeroko otwartymi oczyma.
-Rodzice- znów pada lapidarna i cicha odpowiedź. Nie daję więc za wygraną i ciągnę dalej temat:
-Mama czy tata wpadł na pomysł? Bo wie pani, Italina to takie rzadkie imię...
-Ale... ja mam na imię Halina!- mówi pacjentka i patrzy na mnie, jak na wariata. Teraz ja robię głupią minę...
-To skąd takie imię wzięło się w tym kalendarzu?- i wszystkie rzucamy się do biurka, gdzie leżał nieszczęsny zeszyt, by sprawdzić, co tam rzeczywiście jest napisane.
A była Halina, tylko Lenka, albo ja, zrobiłyśmy niechcący kreseczkę na jednej z laseczek literki H. Pech chciał, że kreseczka przyczepiła się do drugiej z laseczek i zrobiła się z niej literka t. Pierwsza ,tym sposobem, zaczęła przypominać I. Taka maleńka kreseczka i tyle zmieniła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz