W naszym języku słowa mają tyle znaczeń, że nic dziwnego,że często powstają nieporozumienia. Gdy dodamy do tego język gwarowy czy żargon, to wychodzi niezły bigos. Trzeba bardzo uważać na to, co(?), jak(?) i do kogo(?) się mówi. W gabinecie dodatkowo dochodzi stres i trudno jest go rozładować.
Miałam właśnie usunąć sześciolatce mlecznego zęba. Wiadomo, że muszę znieczulić dziecko przed zabiegiem. Koniecznie należy opowiedzieć dziecku, co będzie odczuwało po podaniu środka znieczulającego. Nie wolno mówić , że nic nie będzie czuło, bo to prawdą nie jest. Dotyk, mrowienie przecież się czuje.
-Będziesz czuła takie chodzące mróweczki- mówię- ale to tak ma być!
-A czy one mnie nie zjedzą?- z niepokojem zapytała mała
-Nie...-roześmiałam się i spróbowałam inaczej określić to uczucie, które miało znieczuleniu towarzyszyć. Zabieg zakończył się sukcesem.
-To nic nie bolało, tylko te mróweczki biegały jak szalone!- stwierdziła dziewczynka schodząc już z fotela.
Roześmialiśmy się wszyscy. Że biegały mrówki, to wiadomo, ale żeby od razu "jak szalone"?
Po chwili Lenka prosi kolejnego pacjenta. Badanie. Diagnoza. Znów będzie ekstrakcja.
-No to robimy okład z kleszczy?- pyta mnie Lenka co, w stomatologicznym żargonie oznacza usunięcie zęba.
-Niestety, musimy- odpowiadam asystentce
-Przepraszam- wtrąca pacjent- a gdzie pani doktor te kleszcze hoduje?
Patrzę na mężczyznę i zastanawiam się, czy on żartuje, czy może poważnie mnie pyta. Mina pacjenta wskazuje jednak na powagę sytuacji. Rany! Człowiek pomyślał, że mam tu jakieś żywe kleszcze w gabinecie.
- W autoklawie je trzymam- odpowiadam i z uśmiechem dodaję-to są takie narzędzia! Niech się pan nie boi, żadnych żywych "stworów" nie będzie. To nasze narzędzia mają tylko takie dziwne nazwy. Posiadamy też kozie stópki, sierpy i motyczki, mamy szczurze ogonki i jeszcze wiele śmiesznych nazw mogę wymienić.
A chochliki? To historyjka, która wydarzyła się w zaprzyjaźnionym gabinecie. Pan doktor badał w nim dziewięcioletniego, bardzo żywego chłopca. Mały wszystkiego był ciekaw i wiercił się niespokojnie. Mama strofowała dziecko.
- Ma chochliki w oczach- rzekł pan doktor
-Jezus Maria! Co on takiego ma w oczach? To coś poważnego doktorze?- wykrzyknęła mama małego pacjenta
-Spokojnie- roześmiał się pan doktor- to tylko tak się mówi, to nie jest żadna choroba, ani wada. Raczej zaleta.
A swoją drogą cały czas zastanawiam się jak CHOCHLIK wygląda? Czy podobny jest bardziej do Elfa czy może Gnoma? Moje dzieci (te gabinetowe) twierdzą, że Chochlik przypomina Czupurka.
ilustracja:
http://smieszne-zdjecia.panicz.com/grafika-rysunki/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz