31 stycznia 2011

"Nieroztropny sanitariusz i oświadczyny"



   Było to lata temu, ale pamiętam to tak, jakby zdarzenia miały miejsce w zeszłym tygodniu. Kartoteki pacjentów, wraz z numerkami, były dostarczane do gabinetu przez panie rejestratorki. Zaczęłyśmy przyjęcia. Do gabinetu wszedł kolejny pacjent.
-Przyszedłem wyleczyć zęba, ale bardzo się boję. Bardzo!- zaznaczył i rzeczywiście drżał cały.
- Proszę się zrelaksować, żadnej krzywdy nie zrobimy. Dla dzielnych pacjentów mamy nagrody- zażartowałam, bo ów mężczyzna miał około czterdziestu lat i nie spodziewałam się, by jakichś podarków oczekiwał.
-Tak? To ja będę bardzo dzielny- usłyszałam w odpowiedzi.
-Zrozumiał żart- pomyślałam.
Zabieg wykonałam bez żadnych przeszkód. Gdy pacjent miał już zejść z fotela zapytał:
- A nagroda? Bo grzeczny byłem, prawda?
Zdębiałam. Pomyślałam, że facet ma olbrzymie poczucie humoru i podeszłam do lady, na której leżały plastikowe mieszadełka do różnych mas. Wzięłam parę sztuk i podałam pacjentowi.
-Proszę, może przydadzą się na coś- rzekłam z uśmiechem, ale reakcja mężczyzny znów mnie zaskoczyła.
-Jakie piękne patyczki. Dziękuję!- wołał zachwycony. Tym razem pomyślałam, że jajcarz z niego doskonały.
-Żartowniś z pana – dodałam. Pacjent wyszedł i wtedy w drzwiach stanął młody sanitariusz ze szpitala psychiatrycznego, skąd czasem przywożono nam pacjentów do leczenia. Podał mi kartę informacyjną człowieka, który właśnie wyszedł z gabinetu. Oj! Zezłościłam się wtedy na tego młodego pracownika ochrony zdrowia.
-Powinien pan wejść pierwszy i wcześniej dostarczyć mi dokumenty!
-Nie wiedziałem. Od niedawna jeżdżę z tymi pacjentami.
-Zdaje pan sobie sprawę, że naraził mnie pan na niebezpieczeństwo? Przecież, gdybym nie ciągnęła tych żartów do końca i powiedziała choremu mężczyźnie, że żadnych nagród dla niego nie mam i tylko sobie żartowałam dla rozluźnienia atmosfery, mógłby wpaść w szał i zdemolować gabinet (już raz miało takie zdarzenie miejsce w gabinecie kolegi). Mamy szczęście, że łagodnie się zachowywał i tym razem wszystko dobrze się skończyło.

   Dobrze też skończyła się inna przygoda, ta z oświadczynami w gabinecie. Chory pacjent przychodził wielokrotnie do przychodni sam, bez obstawy. Nie był groźny dla otoczenia. Po prostu żył w swoim świecie. Tym razem było inaczej. Jakby zły duch w niego wstąpił. Zamiast kwiatów były cukierki, trochę „zużyte”, ale to nie miało znaczenia. Znaczenie miał fakt, że pacjent wyznał mi miłość i oświadczył mi się. Stwierdził, że mnie nie wypuści z gabinetu, dopóki nie obiecam mu, że zostanę jego żoną. Nic dla niego nie znaczyło, że mam już męża i dzieci, i nie mogę popełnić bigamii. Na pomoc przyszli sanitariusze zaalarmowani przez asystentkę.
Z chorymi ludźmi trzeba postępować w szczególny sposób, oczywiście zależy to od schorzenia i od kondycji w jakiej znajdują się w danej chwili. Jeszcze raz przekonałam się, że informacja o zdrowiu pacjenta to podstawa.



ilustracja:
pochodzi z : http://www.zhumorem.net/page/50/

5 komentarzy:

  1. Mary, dzięki!!! to chyba jest fascynujące, chociaż dreszcz mnie przeszedł:)

    OdpowiedzUsuń
  2. znowu się nazywam opisy, tego nie przewidziałam:)
    ale ten blog będzie rozchwytywany, zaczytywany, zobaczysz:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ważne, że ja wiem, Kto kryje się za nazwą "Opisy":) Dziękuję za podnoszenie na duchu. Ten blog to tylko życie, takie zwyczajne i codzienne:)
    Nie zrozumiałam o jakiej lince pisałaś tam w norce?

    OdpowiedzUsuń
  4. ojej, i tu nagle zostałam wpuszczona, a wczoraj musiałam przechodzić przez Stefana,
    linka to link, który zrobiłam u siebie do tego niesamowitego miejsca i skasowałam w strachu,że ściagnęłam Ci na głowę kogoś, kto mówi przykrości, bo tacy się zdarzają - a wtedy ludzie zamykają blogi, ale widzę, że to ja mam po prostu jakieś trudności osobiste z blogspotem, prawdę mówiąc dziś to jest siódmy komentarz do Ciebie, większość wyleciała w powietrze...
    to dzień nowiu, nie jest normalnie, dzięki za informację o wieloszczecie i że on jest czyściochem:)

    OdpowiedzUsuń
  5. A... teraz już rozumiem. Nie zamknęłabym bloga z takiego powodu, po prostu jestem "typem walecznym":) , chyba, żeby adwersarz miał rację;P* A blogspot często robi takie niespodzianki z przesyłaniem w kosmos, ale nie trzeba się tym zrażać- na onecie było gorzej.
    Dobrze, że już się tu dostałaś!

    OdpowiedzUsuń